Hultajnoga

Praca niby tele, ale raz w tygodniu trzeba się do niej do-tele-pać, co zresztą też się pod tele kwalifikuje. Na początku parkowałem przecznicę dalej, potem dwie, potem zjechali w swoich gratach studenci i poranny spacer z miejsca parkowania wydłużył się do forsownego marszu, aż powiedziałem basta i zamówiłem chińską hulajnogę na baterie.

Miałbym tu ochotę na krótki rant o hulajnogach, w zarysie chodziłoby o to, że „problem hulajnóg” wybuchł sekundę po tym jak pojawiły się w Warszawie. Wcześniej nikt o „problemie” nie wiedział, bo jeździły bezkonfliktowo np. po Wrocławiu. Jest coś takiego w stolicy, że gnębią ją plagi gdzie indziej w świecie nieznane, pewien warszawianin pracowicie wyjaśniał mi na wyciągu, jak to niewidomi zabijają się o hulajnogi i dlatego szwadrony straży muszą je wyłapywać i zamykać w cytadeli, której następnie bronią przed agresywnymi właścicielami… nieważne, skala problemów jest powszechnie znana, bo Warszawa nie omieszkała wałkować ich w publikatorach, ku milczącemu zdziwieniu reszty kraju.

Hulajnoga jaka jest każdy widzi, ale jak kupi czasem się zdziwi. Moje siałomi okazało się kawałem żelaza znacząco większym i cięższym od mojego wyobrażenia. Nie bez przyczyny. W codziennym użytkowaniu to sprzęt szybszy od roweru górskiego, zatem musi być solidny. Solidny i chiński? W zasadzie tak, ale do czasu.
Hulajnogę z marszu zabrał mi syn umiłowany i tyle go widziałem. Po trzech dniach wjechał na pełnej bombie w pomnik Sybiraków i wrócił z kapciem zamiast przedniej dętki.
Tato, pomóż.

W tym momencie siałomi ukazał swe prawdziwie chińskie oblicze. Dwie zapasowe dętki okazały się niemontowalne, a to za sprawą tzw. kominków, które w nie dały się wcisnąć w felgę bez dziurawienia dętki. Czemprędzej zamówiłem pełne kółko bezdętkowe, sprawdziwszy na jutjubie, że smagli młodzieńcy zakładają je w dwie sekundy. Mi zajęło dwie godziny i wywichnięty bark nim dałem sobie spokój.
Jak się okazało, oni zakładali tę oponę tak szybko, bo ich parzyła w ręce. Jeśli się oponki wcześniej nie rozgotuje dla dodania jej plastyczności, to nie ma takiego Hulka, co by ją zdołał naciągnąć.
Rozgotowałem, naciągnąłem i krążę po mieście, szukając niewidomych do rozjechania.
A serio… doprawdy nie wiem, czy warto. Składak zdrowszy.

PS. Stare treści wkrótce się tu pojawią, komentarze już odblokowane, tak że ten… wiadomix.

4 myśli na temat “Hultajnoga

  1. Ja używam Onewheel, wersja plus. 30 kilometrów zasiegu i tyleż prędkość na godzinę. Duże koło pomaga z krzywymi chodnikami, a mały rozmiar umożliwia łatwe wsiadanie do innych środków komunikacji. No i przechodnie na chodnikach sie nie skarżą.

    Polubione przez 1 osoba

    1. Ciekawe. Nie brałem dotychczas po uwagę, Zastanawiałem się raczej nad monocyklem elektrycznym. BTW mamy „już” we wsi chodnik, ale prosty, w sam raz na hulajnogę.

      Polubienie

      1. Znajomy korzysta na codzień od kilku lat i sobie chwali, mówi, źe typowe krawężniki na kilkanaście centymetrów i dziury w drodze niestraszne. Ale faktyczną prędkość ma na oko trochę niższą niż te hulajnogi na minuty, nie mówiąc o Xiaomich z nieoryginalnym oprogramowaniem.

        Polubione przez 1 osoba

Dodaj komentarz