Za dawnych dobrych czasów, gdyby przyroda bezczelnie buszowała wokół mojej działki, moi ukraińscy budowlańcy przyrodę by usidlili i zjedli. Niestety Ukraińcy już dzisiaj nie ci sami, kiedyś wozili z domu sało i bagnety pamiętające Wołyń, teraz kupują co trzeba w owadzie, jak wszyscy.
Nawet Natasza, z natury i syberyjskiego wychowania dosyć bezwzględna, ma do przyrody niejaką słabość.
-Patrz, żuczku, sarenka. Znajoma nauczyła swoją jeść marchewkę z ręki.
-Niegłupie – wyrokuję – w chwili potrzeby, o czarnej godzinie będzie miała pożywny comber sarni w cenie paru zwiędłych marchewek. Biologia ewolucyjna w akcji. Jest o tym nawet książka „Przetrwają najżyczliwsi”.
-Jesteś głupi. O mamy tu pomarszczone jabłka, wyłożę sarence koło płotu.
-Koooooniecznie. Dobro wraca.
