Podobno nie przyszła góra do Mahometa, ale już las birmański do Makbeta – owszem. Nie doceniamy tego drugiego wyczynu, bo pozornie las łatwiej przemieścić niż górę, ale – hej – z Birmy do Szkocji jest naprawdę kawał drogi. Stosunkowo najłatwiej przemieszczają się akweny, mi udało się w zeszłym roku zamieszkać nad wodą nie ruszając się z miejsca, w wyniku anomalii pogodowej, która zalała wodą paręnaście hektarów pola tuż za moją furtką. Akwen trwa do dziś, aczkolwiek mniejszy, przypomina trochę wysychającą deltę Okawango.
Nad to bagno, w te chaszcze, zleciały się wszystkie ptaki, jakie kiedykolwiek udało mi się sfotografować oraz parę nowych.
Jestem już dużo mniej zdetermiowany niż kiedyś, ale napykałem fotek po dach. Są jednakowoż fotki i fotki, zdarzają się zdjęcia życia, dzika przyroda na sekundę pozująca do zdjęcia grupowego. Jak Longinowi Podbipięcie trzy wraże głowy w idealnej linii, które ów strąca z karków jednym płynnym ruchem.
No więc i do mnie w okolicach godziny 19 przyleciał bocian czarny, nigdy wcześniej nie widziany. Wylądował w zachodzącym słońcu i zaczął konsumować. Na domiar szczęścia w pewnym momencie dołączyła stosunkowo rzadka czapla biała. A potem siwa. I nadeszła chwila, kiedy wszystkie trze bestie ustawiły się w linii, a ja cyknąłem zdjęcie życia.
Niestety, okazało się poruszone, czyli nieostre.
Co nie przeszkadza się nim podzielić, po przetworzeniu na malunki przez zmyślne algorytmy. Enjoy.