Właściwie nie ma powodu, żeby tania opaska z chin gorzej radziła sobie z pomiarem pływania niż wydrożony zegarek sportowy, ale tak się nie dzieje.
Chiński badziew jest kolorowy, dotykowy i obsługuje dwieście siedemdziesiąt dyscyplin sportowych, jednakowoż gorzej, niż szaro-szary zegarek na guziki sportów trzy. Zegarek, do którego pasek kosztuje więcej niż cała opaska.
Dożyliśmy czasów, kiedy kolorowy wyświetlacz dotykowy stał się tańszy niż fizyczne pokrętło i dwa guziki. Wyświetlacz dotykowy ma niestety tę właściwość, że wariuje pod prysznicem. Po wyjściu spod sitka informuje cię, że właśnie rozegrałeś mecz w krykieta.
Podobnie w basenie, kiedy ostatkiem sił próbujesz urwać na finiszu trzy sekundy, po dopłynięciu marnujesz trzydzieści próbując mokrymi palcami odblokować mokrą opaskę i zatrzymać stoper. Co zrobisz, jak nic nie zrobisz, przypadłość ta dotyczy zarówno opaski szaomi za dwie stówki jak smartłocza apple za dwa tysie.
Tak więc jesteśmy skazani na guziki.
Zmiana zegarka zaskutkowała u mnie skokową poprawą formy.
Po części wynika ona z lepszej dokładności pomiaru, nie muszę zatrzymywać się by sprawdzić czy i o ile basenów się zdążył walnąć.
Ale mam też podejrzenie, że być może bezczelnie mnie oszukuje. „Wiem, że kosztowałem więcej niż chińska opaska, więc policzę ci lepsze czasy. Płacisz i masz. Plus, wiem, że się nie wyda, bo pływanie to sport introwertycznych zjebów, którzy samotnie będą cieszyc się „sukcesami”, chyba że jeden na stu odważy się wystartować w jakimś triatlonie. wtedy będzie zachodził w głowę, czemu poszło mu słabiej niż zwykle.”
Co biznes to model, ten już zresztą był, patrz pod: „radziecka Rakieta, najszybszy zegarek świata.”
