Właśnie nadchodzi prawdziwy komunizm, czyli czas dolce far niente. Nasze (rozsądne) potrzeby zostaną zaspokojone przy minimalnym wysiłku, a my poświęcimy się pielęgnowaniu naszych hobbies. Pogłoski o czterodniowym dniu pracy, dochodzie minimalnym etc. to bieda-rozwiązania dla pechowców. Awangarda prawdziwego komunizmu pełznie doń niepostrzeżenie.
Wybierzcie się na przykład na babingtona[1] w godzinach tzw. pracy. Spotkacie tam młodych mężczyzn co pewien czas zerkających na swoje telefony. „Żołnierz śpi, służba leci” mówi rosyjskie porzekadło. Inżynierowie pykają w paletki, w tle lecą telekonferencje, przychodzą maile etc. A na koniec miesiąca suta wypłata.
Nie każdy lubi w babingtona, nie każdy ma możliwość opędzenia pracy telefonem. Tacy nieszczęśnicy, ze mną włącznie, uwiązani są do swoich trzech monitorów, meter przekątnej każdy. Jednak i ja większość czasu spędzam przed czwartym z nich, monitorującym spalanie drewna w kominku. Lub piątym, tym z serialami.
Kiedy w końcu zbiera mi się ochota na pracę, okazuje się że powylogowywało mnie już z systemów i następne pięć minut spędzę na wpisywaniu pinów i haseł. Pro-tip: zapobiegam temu puszczając w tle prezentację, która powstrzymuje windows przed zakończeniem mojej sesji.
Co jednak, kiedy pracujecie co prawda w domu, ale kierownik zerka na stan aktywności komunikatora, którego żółty kolor zdradza, że od kwadransa nie ruszyliście myszką?
Jednego robić nie należny: podłączać symulatora aktywności myszy na USB. Taki symulator, na ogół tani badziew z Chin, jest w stanie podjąć zupełnie niepożądaną aktywność, jak np. wypompowanie z kompa wszelkich ciekwaszych danych wprost na dysk swojego producenta.
Lepiej już dołożyć te parę złotych i zanabyć mechaniczną potrząsarkę myszy, która całkowicie bezpiecznie przekona kierownika o waszej niestrudzonej obecności przy kompie.
Niestety, nie mam żadnych rad dla pracowników z ostatniego kręgu piekieł, tych, którzy wciąż muszą jeździć do biura. Może wniosek do TSUE o uznanie biura za pozbawienie wolności ze szczególnym udręczeniem?
[1] babington to jedyna poprawna nazwa paletek. pozerów mówiących „badminton” należy natychmiast gasić angielską nazwą gry, wymawiając ją z akcentem posh: „chodzi ci o baedmyntn?”
Jak powszechnie wiadomo, w babingtona najchętniej grają labladory.
PolubieniePolubione przez 1 osoba
no, lubieją
PolubieniePolubione przez 1 osoba
Mógłbym prosić o jakieś namiary na potrząsacz?
PolubieniePolubione przez 1 osoba
pytać gugla o mouse jiggler
PolubieniePolubione przez 1 osoba
https://www.amazon.pl/dp/B0BXPH521M?ref_=cm_sw_r_cp_ud_dp_KC8Z2XKBKDXCSDAZQZR6
PolubieniePolubienie
Dzięki
PolubieniePolubienie
„Praca” zdalna jest passė. Teraz jest czas na pozowanie na jutubach i innych tiktokach – tzw. „influencing”. Pół roku gdzieś tak? wystarczy pokazywać się intensywnie a potem odcinasz kupony za odsłony.
PolubieniePolubienie